BLOG

Zuzanna Stromenger – Kobieta, którą pokochałam

W zasadzie nie świętuję Dnia Kobiet. Pomyślałam jednak, że to dobra okazja do napisania o wyjątkowej kobiecie. Mądrej, odważnej, dobrej. Ważnej dla kotów. O Zuzannie Stromenger. 

Zuzanna Stromenger urodziła się w 1925 roku. W czasie wojny była łączniczką i sanitariuszką AK. Aż do upadku Powstania Warszawskiego pozostała w Warszawie razem z rodzicami. Nawet w czasie wojny towarzyszył jej kot – kotka syjamska, którą musiała zostawić, opuszczając zniszczone miasto. Tuż po wojnie rozpoczęła studia. Została magistrem filozofii i doktorem biologii.

Pomyślałam, że napiszę właśnie o Zuzannie Stromenger, z trzech powodów.

Po pierwsze, w jej książkach jest odwaga, która zmienia rzeczywistość.

Była mi bliska od momentu, kiedy przeczytałam jej książki w 2001 roku. Nie miałam okazji poznać jej osobiście. Do dzisiaj żałuję, że zabrakło mi śmiałości, by zapytać w miejscu, gdzie wcześniej pracowała, o prywatny telefon do niej!

Był to czas, kiedy zaczynałam swoją pracę z kotami. Czułam się osamotniona w swoich poglądach. Brakowało mi ogromnie wsparcia kogoś doświadczonego w opiece nad kotami wolno żyjącymi. Czytając jej publikacje nie tylko skorzystałam z wiedzy, którą hojnie się dzieliła. Czytałam jej książki wielokrotnie i zawsze miałam wrażenie, że rozmawiam z przyjacielem.

Była moim przyjacielem (nie wiedząc o tym) i przyjacielem kotów. Utwierdzała mnie, że idę w dobrym kierunku, że moje własne myślenie o kotach nie jest błędne. Jest jedną z tych nielicznych osób, które niezwykle mi zaimponowały, które są dla mnie autorytetem. Osobą, która bardziej ufała temu, co widziała, niż temu, co o kotach mawiano. Do dzisiaj książki Zuzanny Stromenger zajmują honorowe miejsce w mojej biblioteczce. I nie ma znaczenia, że „Dyptyk o kotach”, pisany w latach osiemdziesiątych, jest już pod bardzo wieloma względami nieaktualny (pierwsze wydanie to rok 1990).

Po drugie, Zuzanna Stromenger już w latach osiemdziesiątych pisała o konieczności regulowania kocich populacji!

Pisała o stosowaniu kociej antykoncepcji i zaletach kastracji kotów. Podkreślała odpowiedzialność człowieka za koty wolno żyjące i bezdomne.

„Pomagać kotom już istniejącym i chronić je, ale przeciwdziałać dalszemu ich mnożeniu. (…) Nigdy nie topić kotów – nawet nowo narodzonych; nie uśmiercać ich w sposób sprawiający cierpienie, ale zanieść do placówki weterynaryjnej, gdzie zostaną bezboleśnie uśpione; zdobyć się na współczującą wyobraźnią – empatię!” – pisała. – „[Kastracja] nie wpływa ujemnie ani na inteligencję, ani na indywidualną osobowość, ani na łowność kota”.

Była oddaną, uważną karmicielką podwórkowych kotów. Nigdy nie wstydziła się tego, że „dokarmia koty”. Traktowała to zajęcie bardzo poważnie. Pisała otwarcie o obowiązkach moralnych człowieka wobec zwierząt.

Ona, która jako dziecko przeżyła wojnę, mówiła wprost:

„Przed zajęciem się własnymi sprawami – zaspokój potrzeby kotów: one same sobie nie poradzą”.

Jeśli chodzi o postawę wobec ludzi, zwierząt, Zuzanna Stromenger wyprzedzała swoją epokę. To właśnie jej zawdzięczamy solidne fundamenty jeśli chodzi o nowoczesne spojrzenie na koty.

Po trzecie, Zuzanna Stromenger, przyjaciółka kotów, umarła sześć lat temu, 31 marca 2011 roku.

Odeszła wtedy osoba wyjątkowa i niezastąpiona. Zrozumiałam wtedy, że uciekła mi szansa na spotkanie jej i zadanie tak wielu pytań.

Kiedy po raz pierwszy czytałam Jej książki, wiedziałam, że mam do czynienia z dziełami Kobiety oddanej nauce, zaangażowanej społecznie, ale także osoby kochającej koty, darzącej je przyjaźnią. Nie bała się krytyki. Myślałam wtedy o tym, że jest bardzo odważna – bez wahania pisała o emocjach zwierząt, o wrażliwości kotów, ich potrzebach. Traktowała je indywidualnie i z szacunkiem. Tak, jak na to zasługują. Za to ją pokochałam.

Magdalena Nykiel